środa, 13 lipca 2011

Cuda wianki

Wciąż jestem oszołomiona naszym wczorajszym nocnym wyjściem na ulicę. Przyjechała do stowarzyszenia grupa amerykańskich streetworkerów, którzy mają inne metody pracy na ulicy, opierające się głównie na modlitwie i na zmianach które tylko Bóg może dokonać, po ludzku wydają się niemożliwe. Nasi wolentariusze bardzo sceptycznie, wręcz niechętnie podeszli do pomysłu modlenia się o dziewczyny na ulicy. Okazało się że jeszcze nigdy do tej pory, nie mieliśmy z dziewczynami tak otwartych i pełnych nadzeji rozmów. Jedna Pani tak jak stała, od razu zeszła z ulicy, były dotykane miłością Bożą, płakały, mówiły nam o rzeczach o których nie wspomniały przez ostatnie 2 lata rozmów. Streetworkerzy totalnie zmienili zdanie na temat modlitwy, teraz to oni namawiali żeby modlić się o wszystkie znane nam dziewczyny :) Wczorajszy dzień spędziliśmy w ośrodku stowarzyszenia gdzie mieszkają już „odzyskane” z domów przemocowych, ofiary handlu i byłe prostytutki. Siedzieliśmy sobie w pięknym ogrodzie otaczającym ośrodek, dzieci Pań oprowadzały nas po swoich przytulnych pokojach, ciepła atmosfera, wiele kobiet było w pracy, w tym czasie siostry zajmują się ich dziećmi. Zmiany są możliwe tylko trzeba wierzyć i czekać na cuda, ja się wczoraj doczekałam w końcu, coś się przełamało. Dla takich dni warto pracować latami. Zwykle próbując nasze ludzkie siły pomocowe, wracaliśmy po ulicy do domu sfrustrowani i często dobici, teraz frunęliśmy z nową nadzieją, z nową siłą. Bóg jest na prawdę dobry i pokazał wczoraj jak bardzo kocha te kobiety, to było niezwykłe i wzruszające, ja też ryczałam z nimi kiedy czułam w modlitwie jak Bóg chce być blisko nich i ma dla nich dobrą przyszłość.
Jedyną Panią z którą nie udało nam się ani porozmawiać a tym bardziej pomodlić była „biała dama” kobieta ubrana od stóp do głów na biało, stoi zawsze twarzą do ulicy, tyłem do chodnika, za sobą ma auta więc trudno do niej podejść, prawdopodobnie jest wystawiona przez mafię, prawie nam się udało, „czy możemy porozmawiać?” Ona: „tak” zaczyna już iść w naszym kierunku i nagle kątem oka widzi zbliżające się powoli czerwone auto swojego opiekuna, od razu mówi „nie” i rusza w kierunku auta, scena zostawiła we mnie wrażenie niemego krzyku, jak na obrazie Muncha. Wolentariuszom udało się w ciągu 2 lat porozmawiać z tą kobietą tylko 2 razy. Nie mamy pojęcia jak można jej pomóc nie angażując w to policji, która też w zasadzie g.... może, często wręcz bardziej szkodzi. Poszliśmy więc dalej, jednak przystanęliśmy nieopodal na rogu porozmawiać o tej sytuacji, mieliśmy wrażenie że przynajmniej 3 auta przejechały powoli obserwując nas. Jestem uparta i będę się modlić o tą kobiętę aż będzie wolna, czego też i wam życzę. Jeśli ktoś uważa że to jej wolna wola, zapraszam z nami na ulicę :)

Edvard Munch: "Woman in Three Stages"

Brak komentarzy: