piątek, 31 października 2008

wizyta

Fernanda i Adriano (ja sie na razie przysłuchuję) rozmawiali dziś na mieście z dziewczyną która pracuje od 15 dni jako prostytutka, została zwerbowana przez “braci”. Bracia uwodzą młode dziewczyny w małych miastach z dala od Sao Paulo, imponują im dobrymi ciuchami i samochodami, potem zachecają do pracy w dobrym biznesie w Sao Paulo, dziewczyny są zwykle z bardzo biednych rodzin, fundują dziewczynom dobre ubrania, kosmetyki a potem każą to odpracowywać. Dziewczyna którą spotkaliśmy pracuje codziennie od 10 rano do 22.00 powiedziała że nigdy wcześniej tego nie robiła i nie chce tego robić, wyraźnie bała się powiedzieć więcej. Gdy jedna z tych dziewczyn chce zrezygnować z pracy prostytutki, bracia grożą jej ze ja znajdą i zabiją gdziekolwiek ucieknie, sa bezkarni, mają za plecami policję którą wspaniałomyślnie obdarowują. Mamy nadzieję że dziewczyna zadzwoni do nas prędzej czy później.
Dziś też odwiedzaliśmy transwestytów w ich wynajętej kawalerce, gospodarze biorą dwukrotnie większy czynsz od transwestytów, budynek ma 18 pieter, wielu transwestytow i dealerow wynajmuje w nim mieszkania. Transwestyci całe dnie siedzą w domu, wstydzą sie wyjść w dzień na miasto, wychodzą dopiero w nocy kiedy pracują na ulicy. Było bardzo miło, taka towarzyska wizyta, umówiliśmy się na wspólny obiad w nastepną niedzielę, kiedy Adriano na koniec modlił się o nich prosili żeby użyć ich męskich imion bo Bóg stworzyl ich mężczyznami (to ich słowa) inaczej modlitwa nie zadziała ;). Pytałam ich skąd mają damskie buty o takich wielkich numerach (zwykle są bardzo wysocy i maja duże stopy) podobno jest jeden sklep w Sao Paulo z ciuchami i butami specjalnie dla transwestytow, bardzo drogi sklep, buty kosztują średnio koło 300 reais.
Chciałabym napisać coś o zwykłym życiu w Sao Paulo jednak na razie mam go tu niewiele :) Wczoraj zaprzyjaźniłam się z jednym chłopcem z ulicy o imieniu Isael. Najpierw wspólnie wykopaliśmy grób dla zmarłego ptaszka, potem odtańczyliśmy pożegnalny taniec, niesamowicie wrażliwy chłopiec, gdybym mogła zabrałabym go do domu, śliczne, mądre dziecko przyssane do butelki z klejem. Kiedy na pożegnanie powiedziałam mu że bardzo go lubię, spytał mnie: porque? (dlaczego?)
Inny chłopiec z ulicy stracił nogę 2 miesiące temu przechodząc przez tory, kiedy gramy w domino na ulicy lubi mieć wokół siebie porządek, sprząta chodnik a potem pieczołowicie układa równiótko domino do pudełka.
Niektóre dzieci po prostu lubią życie na ulicy, inne nie mają wyjścia kiedy w domu są bite przez rodziców wolą żyć na ulicy. Schroniska państwowe traktują dzieci churtowo, natomiast lepsze ośrodki mają niewiele miejsc. Będąc na ulicy spotkaliśmy 3 inne organizacje zajmujące się dziećmi ulicznymi, to jest bardzo optymistyczne że wielu ludzi chce na prawdę pomóc. W Craclandzie też spotykamy inne chsześcijańskie organizacje np rozdające żywność, ubrania, natomiast do tej pory nie spotkałam tutaj innych odłamów religijnych pomagających ludziom ulicy.

Przepraszam za błędy (dysleksja) jeśli ktoś lubi zajmować się poprawianiem, chętnie udostępnię bloga do korekty :)


Brak komentarzy: