4 pazdziernikPrzyjechałyśmy w wielkim deszczu z Melą do community housu w Piracicabii, mieszkaja tu ludzie ktorzy wczesniej zyli na uilcach São Paolo az ktoś z misji przygarnał ich do tego domu, sa wsrod nich 2 byłe prostytutki, 2 tranzwestytów którzy sie prostytuowali i 3 narkomanów. 1 opiekunka jest byłą prostytutką ktora trafiła tu 5 lat temu i ma wiele miłości dla tych ludzi. Zarabiają na swoje utzymanie w domu wyrabiając czekoladki-trufle (od 400-500) piekąc chleby i salgados, robią też mozaiki a niedlugo bedą tez myć samochody za pieniadze. Ci którzy sa tu dłużej mają więcej swobody, mogą wychodzic sami z domu, ci którzy są krócej wychodzą z domu tylko z opiekunem. Dom jest duzy i bardzo ładny w bogatej dzielnicy nad rzeką, wynajmuje go po kosztach ktoś z tutejszego kościola. Prostytutki i tranzwestyci maja sylikonowe uda i pośladki a jeden tranzwestyta piersi. Nie mają pieniędzy na operacje likwidujące sylikon, po jakimś czasie sylikon z ud opada niżej i staje się problemem zdrowotnym. Misje Projeto toque rozpoczęła para ktora mieszka w tym domu, my jestesmy tu z Melą pod ich nieobecnosc, ktoś zawsze musi mieć nad nimi nadzór aż nie staną się samodzielni. Przyda mi sie ten czas tutaj szczególnie żeby wyzdrowieć, cały tydzien w Brazylii i czas przed wyjazdem byl nerwowy, pelen wrażeń i nowych sytuacji az dopadła mnie choroba, jestem bardzo słaba, nie mogę iść do ludzi na ulicy w takim stanie bo bardzo łatwo sie zarażę, szczególnie ze tu wszyscy witają sie calując w policzek i nie rozumieją odmowy nawet jeśli jest sie chorym. W tamtym tygodniu jedna dziewczynka z ulicy która wyglądała juz jak szkielet (spotkaliśmy ją leżącą pod drzwiami misji) zdecydowala sie pojsc do ośrodka i jedna prostytutka która ma już dość życia na ulicy rozmawiała z Fernanda i idzie na odwyk a potem trafi do ktoregoś z community houses. W tym tygodniu 2 chłopców po imprezie dla dzieci ulicznych postanowiło pójśc do domu zastepczego zaprzyjaźnionej organizacji. Ktoś moze powiedziec ze 2 uratowanych ludzi to malo jak na tydzien pracy, ten czas poświęcony ludziom na ulicy jest niepoliczalny, nigdy nie wiadomo kiedy ta milość (od Boga) ktora staramy sie im dawać zakiełkuje, byc może w najmniej oczekiwanym momencie, tak jak było w przypadku jednego z chłopców który nigdy nie chciał rozmawiać z ludźmi z projeto i nagle postanowil opuscic ulice.
5 pazdziernik
Na spacerze z Princessą (psem ) nad tutejszą rzeką miałam parę przeżyć botanicznych, pierwszy raz w życiu widziałam kolibra w naturalnym otoczeniu, po portugalsku beija-flor (całuje kwiat :), po drugie: idąc przez zarośla natknęłam sie na wielgachne pająki co trochę ostudziło mój zapał do nowych odkryć, po trzecie: kiedy juz wracałam ze spaceru cykady tutejsze brzęczały niesamowicie głośno jak zepsute radio, lub jak dźwięk który robi sie w uchu tuż po wyjściu z głosnego koncertu, można to też porównać do momentu kulminacyjnego w horrorach gdzie trwa tylko jeden dźwięk tuż przed ostatecznym skokiem oprawcy na ofiarę.
Fabi jeden z podopiecznych domu pokazal mi miasto, pilismy sok wyciskany z jakchś slodkch badyli i konwersowalismy używając mimiki i mojego łamanego portugalskiego co totalnie mnie wykończyło. Dziś był jakis schyłkowy dzień, miałam już dosyć bycia niepelnosprawną , nie rozumiejącą, nie mogącą nic zrobić sama, nigdzie pójsc, czułam się jakbym miała związane nogi, zatkane usta I uszy, zostały mi tylko oczy szeroko otwarte. Kiedy pojechaliśmy na miasto udało mi się sprawdzić mejla, dostalam list od A w którym pisze ze modliła się o mnie I Bóg pokazał jej obraz na mój temat który dokładnie pokrywał się z tym jak sie dziś czułam, z poprzednim mejlem A bylo tak samo. Zdaje się że A pisze do mnie w momentach krytycznych kiedy już jest ciężko znieść to wszystko, ta świadomość tego że Bóg potrafi lepiej nazwać to jak sie czuję niż ja sama i pokazuje to innym ludziom którzy się o mnie troszczą, od razu mi pomaga. Czyli wszystko pod kontrolą . Jeszcze jedna obserwacja z dzisiejszego dnia, bary, restauracje I domy w Brazylii nie mają obrazów na ścianach, nie mają nic na ścianach, zwykle sa to gołe kafelki, większość tutejszych wnętrz wygląda jak łazienka publiczna, nie mają tez zwyczaju picia kawy w przytulnych kawiarniach niestety, kafelki, kafelki nawet nie barwne portugalskie azulejos tylko zwykłe białe szpitalne kafle. W domu non stop jemy, podopieczni z nadmiaru czasu robią ciasta, desery, kiełbasy i inne przysmaki którym nie można się oprzeć, przypuszczalnie tak rekmpensują sobie brak narkotyków, a my z Melą rośniemy w biodrach.
Jedynej książce którą mam z polski brakuje 50 stron , ktos chętny przyslać mi nową?
gojaba czyli najlepszy sok ever smakuje najlepiej pity ze sloika
10 pazdziernik
Przez ostatnie parę dni zostaję sama w domu z 4 podopiecznymi czuję się jak sierotka marysia i krasnoludki, reszta krasnali w tym czasie sprzedaje przysmaki na ulicy. Krasnoludki sprzątają dom, gotują, zwykle też w tym czasie mają zajęcia z portugalskiego (paru z nich nie potrafi pisać) i angielskiego. Przez pewien czas ludźmi z ulicy zajmowała się w tym domu tylko jedna kobieta, była prostytutka która jest dla nich jak mama, teraz wyjechała do innej części Brazylii, chce tam rozpocząć pracę z dziećmi które są sprzedawane przez rodziców do pracy w prostytucjii. Ludzie w domu często mówią o tym że są wdzięczni Bogu za to ze wyrwał ich z życia na ulicy, konsekwencje tego życia jednak są dla nich bardzo bolesne, paru z nich ma HIV i inne bardzo powazne problemy zdrowotne, większość z nich nie skończyła zadnych szkół więc nie mają zawodu, wszystkiego muszą uczyć się od początku jak dzieci, potrzebują też ciągłej uwagi z naszej strony jak dzieci.
BACK IN SAO PAULO
1 komentarz:
a mi sie wydaje ze czasem pozytecznie jest byc sierotka marysia - uczy pokory w tej calej frustracji, przyjmowania pomocy - bo to też jest sztuka niesamowita. Take courage!
Prześlij komentarz