wtorek, 21 października 2008

life

W sobotę mój kościół (http://www.projeto242.com/novo/home.aspx) organizował dzień dziecka dla dzieci ktore żyją na squocie (w opuszczonym budynku nieopodal), przyszla ponad setka dzieci, dzieciaki bardzo agresywne, wciąż trzeba było uważać żeby się nie biły, wychowują sie same, rodziców nie interesowało nawet gdzie idą 4 letnie maluchy. Kościół przygotował liczne atrakcje, dmuchany zamek do skakania, clowny, hod-dogi, lody, warszaty plastyczne, ja robiłam im maski gipsowe, dzieci byly w stanie wyczekać pod maską jakieś 5 minut co uważam za niesłychany sukces. Niektóre dzieci bały się masek, zapomniałam o różnicach kulturowych, tutaj w Brazylli wielu ludzi uprawia makumbę, czyli za pomocą tańca, rytmu transu zapraszają duchy, maski mogą im się kojarzyć często z rytuałami.
Odwiezili nas też Jodi i David Pierce szefowie steigera czyli organizacji z ktotej zostalam tu przyslana, na prawdę miło było spędzić z nimi trochę czasu, David miał też wykład w kościele. Mówił o historii ze starego testamentu o królu Dawidzie który zamiast iść na wojnę, nudził się w swoim zamku, kiedy pojawia się nuda zaczynamy szukać innych atrakcjii niż Boża wola i tak też zrobił Dawid z Batszebą czego konsekwencje musial poniesc. David Pierce zadał nam pytanie: w którym miejscu jesteśmy teraz, bezpieczni i znudzeni w zamku, czy na wojnie?Wiem że jestem na wojnie ale myślę o zamku i to się musi zmienić, póki co marny ze mnie żołnierz :)
Po za tym spokojniej ostatnio, wczoraj wizyta w domu publicznym i ciekawe rozmowy z dziewczynami, dziś crackolandia i opatrywanie narkomanów, mieli wyjątkowo paskudne rany, mężczyzna ze zmiazdzonym palcem u nogi przez kawalerię policyjną, inny który miał ranę głęboką aż do kości, paru osobom też wyciągaliśmy szwy.
Czasami brakuje mi nadziei w tych miejscach, kiedy widzę ludzi z nieprzytomnym spojrzeniem biegających od dilera do dilera, dzieci pod wpływem narkotyków które zachowują się jak dzikie zwierzątka kiedy się do nich podchodzi, nadzieji dodają mi jedynie osoby mieszkające w domu misji w Piracicabii które też przecież opuściły ulice choć nikt się po nich tego nie spodziewał. Na ulicy często nie wiadomo czy ma się do czynienia z kobietą czy z mężczyzną, kobiety ubierają się i tną jak mężczyżni, meżczyźni z kolei przebierają się w ciuszki, malują i operacyjnie przyprawiają sobie piersi.
Jutro praca z dziećmi z ulicy w centrum misji a wieczorem odwiedzanie tranzwestytów stojących na ulicy. Tak też regularnie mija mój tydzień tutaj w określonym porządku z drobnymi artakcjami wieczornymi w stylu filmy i wyjścia w weekend, w niedziele udało mi się w końcu odwiedzić piekną księgarnię “livraria cultura” w której można spędzić cały dzień.

Brak komentarzy: